Bohaterem tego bloga jest pokorne cielę.

Postanowiłam poświęcić mu nieco uwagi, bo uporczywie kręci mi się ostatnio pod nogami. Poza tym, co jak co, ale wpisało się w historię. Jest to postać równie intrygująca i często przywoływana, co tragiczna. A jego biografowie zdają się przejawiać tendencje do przemilczania faktu, że kulisy sławy pokornego cielęcia są raczej smutne.

Niewielu z nas wie na przykład, że długo nikt o nim nie słyszał wcale. Okres dojrzewania nie był dla pokornego cielęcia specjalnie fortunny, bo całą młodość przesiedział w pokoju. Za karę. Naprzemiennie uziemiany przez którąś ze swoich dwóch matek. Gdy już dorósł i poszedł w świat, sprawy nie ułożyły się wiele lepiej. Dalej ssał każdego i dalej zbierał bez jęku kopniaki.

W dorosłych latach zaistniał wprawdzie jako bohater kilku popularnych powiedzeń - "stoi jak cielę", "głupi jak cielę" i "patrzy jak cielę na malowane wrota" - nikt jednak nie rozpoznawał w nim dziecięcej gwiazdy bestsellera "pokorne cielę dwie matki ssie".

Z frustracji pił więc weekendami do lustra.

I tyle. W pokorze swojej nawet stoczyć się porządnie nie miał odwagi. Po prostu zniknął.


Czapki z głów, taka cnota. (A Franciszek był święty, dlatego że woły przed nim klękały. Alleluja)

Mechanizmy społeczne wszędzie są podobne, ale nie wszędzie przynoszą te same rezultaty. Uwarunkowania historyczne, geograficzne, wybory selekcjonujące pulę genetyczną. Cokolwiek to jest, zdarza się trafić w miejsca, w których sprawy nie potoczyły się po myśli i rozkwitający wkoło absurd bezwstydnie wywleka trywializmy na światło dzienne.


W moim przypadku trafiło na Kambodżę.
Na kambodżańską dewaluację pokory.
Kambodżański kryzys pokory i kryzys z pokory płynący.




Kraj, w którym przetrwali tylko Ci, którzy nauczyli się udawać, że niczego nie widzą. Kraj, który nie przetrwa, bo wszyscy nauczyli się niczego nie widzieć.
Nie podnosić głosu, nie wypowiadać opinii, nie zauważać niczego, nie oczekiwać niczego. Niczego nie robić. Tylko się bać.
Dosłownie.
Pokorne cielę rozdmuchane i rozrośnięte do rozmiarów groteskowego mutanta.


I o tym jest ten blog właśnie. Moje drobne studium mitu pokornego cielaka przeprowadzone samorzutnie przez ostatnie pół roku, które spędziłam w tym przedziwnym tworze, jakim jest kraj Khmerów.