Pięć miesięcy na plaży w Kambodży - anatomia wiecznych wakacji

kryzys pokory, kambodza, wakacje w azji, urlop na plazy, expaci Urlop trwa przeciętnie dwa tygodnie. I tyle trwać powinien. Są ku temu powody. Koniec dyskusji.

Pierwszy tydzień chorujesz, odreagowując stres, drugi tydzień odpoczywasz. Tyle.

Generalna zasada mówi, że lepiej nie pakować się w trzeci tydzień.
Zaczynasz być zmęczony i tęsknić za komfortami swoich własnych czterech kątów. Zmarnowany czas i pieniądze.

Jeśli jednak przetrwasz, to odkryjesz, że prawdziwe schody zaczynają się dopiero w tygodniu czwartym.

Absolutna dezintegracja i mentalny cyrk. Ubaw po pachy.

Na początku czujesz się trochę winny.
Jakby wypadało coś robić. Choćby pozwiedzać okolicę albo wynająć łódkę.
Po dwóch tygodniach zaczyna ci przechodzić. Rozkładasz się na fotelach i leżakach nieco swobodnej. Śpisz nieco dłużej.
Po drugim miesiącu nie fatygujesz się już nawet do swojego pokoju. Hamak, w którym wypiłeś poranną kawę, zdaje się zupełnie wystarczać na resztę dnia. Bar sto metrów dalej jest już za daleko, żeby zawracać sobie nim głowę.
Śpisz gdzie popadnie i kiedy popadnie.
Dni przestają mieć nazwy.

Po trzecim miesiącu zauważasz z zaskoczeniem, że śniadanie kończy się tuż przed zachodem słońca. Zwłaszcza, że jeśli masz tendencje, poranną kawę na tym etapie dawno już zastąpiło piwo.
Upływ czasu mierzysz już tylko spłatami rachunków "na zeszyt". Tydzień później decydujesz, że będziesz to robić w niedziele. Zawsze w niedziele. Żeby wprowadzić iluzję obowiązku i porządku.

Zaczynasz też powoli rozpisywać biznesplan - jak nic otworzysz knajpę na plaży.
Chwilę później przestaje ci się chcieć.

Karmisz się wizją nadchodzącego sezonu urlopowego i fantazjujesz o tych wszystkich turystach, z którymi będzie można sobie pogadać. Przyjeżdżają w końcu. I co? I nawijają o zwiedzaniu i wynajmowaniu łódki.
Nie ma co tracić czasu, wracasz do swoich i na hamak.

W objawach zewnętrznych stan mentalny wiecznego urlopowicza pozornie przypomina to, co znamy jako syndrom bezrobotnego.
Nie daj się jednak zwieść.

Niekończące się wakacje są dużo większym wyzwaniem. Na próżno szukać ulgi w rozesłaniu kilku CV, bo cały tragizm tej sytuacji polega na tym, że masz właśnie nie robić absolutnie nic.

Powodzenia.
Miesiąc później wpadasz w depresję. Tęsknisz za rodziną, kumplami, jedzeniem, kinem i sklepami z drzwiami.

Pakujesz torbę i jedziesz do najbliższego miasta. Przy tej okazji zdajesz sobie nagle sprawę, że nie pamiętasz, kiedy ostatnio widziałeś swoje buty. Musisz kupić nowe.

Hałas i tłok wywołują chwilową panikę, ale szybko się przyzwyczajasz.

Podejmujesz decyzję, że nie wracasz na plażę.
Pojedziesz się tylko pożegnać.

Zostajesz jeszcze miesiąc albo dwa. Albo trzy…


No comments:

Post a Comment