W czym tkwi problem Kambodży? Słowo o przyczynach

kambodza, Czerwoni Khmerowie, turystyka, wakacje w Azji, korupcja w krajach trzeciego świata
"Nigdy, przenigdy nie rób interesów z Khmerami - Pascal nachyla się konspiracyjnie w moją stronę - Są tak skrajnie leniwi, że nie da się z nimi pracować." - przytakuje sobie palcem, żeby podkreślić wagę słów.
Pascal spędził 30 lat w Azji, reprezentując jeden z belgijskich banków. Ostatnie 7 mieszka w Kambodży. Nie mam powodów mu nie wierzyć, ale jakoś mi to nie pasuje.

Nie na lenistwo bym chyba stawiała.
To coś zupełnie innego.
W Kambodży problemów jest więcej niż obywateli. Nie ma co do tego wątpliwości. Korupcja, skrajna bieda, głód, dziecięca prostytucja, niefachowa opieka medyczna i żałosny system edukacyjny. Cokolwiek przyjdzie ci do głowy, najpewniej maja tu tego pełno.
Nieporównywalnie więcej niż w sąsiednim Wietnamie czy Tajlandii. Tylko dlaczego?

Scenka taka - tuż przed Bożym Narodzeniem zachciało mi się ducha świąt, rzecz jasna, więc kupiłam światełka choinkowe i mówię Khmerowskiemu pracownikowi hoteliku, w którym mieszkałam, żeby powiesił nad barem, to będzie milej.
On na to, że nie ma sprawy i z miejsca leci po drabinę. Nie musiałam prosić dwa razy, nie musiałam czekać. Nic z tych rzeczy. Problemem stało się coś całkiem innego.

Zadanie dla ciebie teraz.
Wyobraź sobie, że jesteś na jego miejscu i stoi przed tobą podobne wyzwanie. Masz rozwieść światełka choinkowe pod sufitem. Co robisz?
Może się mylę, ale zakładam, że uniósłbyś łepetynę do góry, wybrał najdogodniejsze miejsce, po czym rozejrzał się za kontaktem, i od tego miejsca zaczął rozciągać kabel z lampkami. Nie tak?

No po khmerowsku nie. Po khmerowsku jest na odwrót. Od końca.
Wspiął się chłopaczyna na drabinę i zaczął przyklejać światełka od jakiegoś bóg wie, przypadkowego punktu na suficie i siedzi teraz zafrasowany, gapiąc się na dyndający koniec kabla z wtyczka i rozkminiając, jak połączyć go z kontaktem.
Absolutny brak zdolności planowania i przewidywania najbliższej nawet przyszłości. Zero relacji przyczynowo-skutkowej.

Jeśli powiesz Khmerowi, że dasz mu prace na dwie godziny i po każdej wypłacisz mu po 10 dolarów, możesz być pewny, że zniknie po pierwszej. Nie dlatego, że nie będzie mu się chciało przepracować drugiej, ale dlatego, że te 10 dolców wystarczy mu na piwo i szlugi tego dnia. Nijak mu nie zaświta, że jak zostanie godzinę dłużej, to następnego dnia będzie mógł odpocząć.
Nie.
O jutrze pomyśli jutro.
Dobre 200 lat temu jeden z azjatyckich kronikarzy opisał swoje wrażenia z wizyty w Kambodży.
Szły one mniej więcej tak -

Jeśli miasto Khmerów otoczone jest drewnianą palisadą obronną, a jego mieszkańcy pewnego dnia zorientują się, że skończyło się drewno na opał, rozwalą palisadę i użyją tego drewna, żeby ugotować sobie obiad. Gdy następnego dnia wroga armia najedzie i zdobędzie niechronione już miasto, wszyscy Khmerowie zaniemówią ze zdziwienia i zachodzić będą w głowę, jak to do tego doszło.


Przyjęło się winić za ten stan rzeczy Czerwonych Khmerów. Zastanawiałam się więc trochę, czy faktycznie ich rewolucja mogła być aż tak skuteczna, że definitywnie zmiotła z powierzchni kraju gen zdrowego rozsądku i logicznego myślenia. Może faktycznie wymordowanie całej inteligencji osłabiło aż tak bardzo DNA narodu. Może.


Ale zawsze zostaje klasyczne pytanie - co było pierwsze, jajko czy kura?

No comments:

Post a Comment