Ideał kobiecego piękna w Kambodży - co się podoba Khmerom?

kambodza, khmerzy, azja, ideał piękna, operacje plastyczne, azjatyckie modelki, turystyka, wakacje
Kremy, maseczki i antyperspiranty. Niby jak w każdej drogerii, niby te same nawet marki. Nie mam jednak odwagi niczego kupić, bo “zdrowy” i “wybielający” brzmi mi jakoś jak oksymoron.
Wychodzę z pustymi rękami, mijając przy kasie dział z naklejanymi kreskami do imitowania zagięcia na powiece.

Podwójna powieka, jasna skóra, wąski nos z wydatnym mostkiem. Wszystko to, co oddałabym bez mrugnięcia okiem, tu okupione jest bólem, narażaniem zdrowia i sporą ilością gotówki rzecz jasna.
Drobniutka dziesięciolatka krąży wokół mnie jak wirujący, pstrokaty sputnik. Coraz bliżej, coraz ciaśniej koła zataczając. Staje w końcu obok, zerkając nieśmiało, stópką wywijając. W dłoniach mieli długie liście i źdźbła trawy. Zagina je i zakręca jak klasyczne origami.
Na krzesełku obok rośnie sterta zielonych gwiazdek, kokardek i diademów. Wlepia wzrok we mnie i czeka na aprobatę. Zachwycam się rzecz jasna. Teatralnie. Wiem dobrze, dokąd zmierzamy.
Wyjmuję z torby zestaw wsuwek i gumek, nauczyłam się już, że o to idzie. Następne pół godziny wszystkie dziewczynki z okolicy będą wmontowywać te trawska w moje włosy. Nie dlatego, broń Boże, że wyglądać mam lepiej. Dlatego tylko, żeby mieć wymówkę dla pomacania moich włosów.
Bo choć całkiem łatwo o tym zapomnieć, Kambodża to nie zalana turystami Tajlandia i szansa jest niemała, że trafiłam akurat na dzieciaki, które nigdy jeszcze blondynki na żywo nie widziały.

Długo naiwnie wierzyłam, że to jedynie dziecięca ciekawość w czystej postaci. Aż tu ostatnio mi wartościowaniem walnęła ta mała w gębę. Pogłaskała po główce, zaglądnęła w niebieskie oczęta rozanielona, po czym dotknęła mi ramienia i skrzywiła się okrutnie. Przysunęła swoją rączkę do mojej i z grymasem porównuje. Patrzy na mnie, słowo daję, z wyrzutem w oczach.
Opalona, ogorzała słońcem przestałam po prostu być piękna. Straciłam tę cenną europejską bladość gruźlika i tyle. Marnotrawstwo nieprzyzwoite. Zwłaszcza z punktu widzenia kobiet, które w 40-stopniowym upale chodzą w swetrach i rękawiczkach, żeby przypadkiem melaniny nie pobudzać.

Opaliłam się. Grzech potworny wytknięty przez dziesięciolatkę z wioski na absolutnym końcu świata.
Kastowość przypisana do koloru skóry to rzecz znana powszechnie, nie ma wątpliwości. Czy to ze względu na aktualne rozłożenie sił ekonomicznych na świecie, czy to na ciągnące się zaszłości pokolonialne, nieistotne na ten moment, bo niezależnie od przyczyn, faktem jest, że ja dostałam swoją kawę i prawie ją już kończę, a Somalijczycy przy stoliku obok nadal czekają o suchym pysku.
Znam kelnerów, więc pytam, czemu - “Bo ich nie lubimy” - “O, nie wiedziałam, że się znacie” - “Nie, pierwszy raz ich widzimy”.
Spoko…
Zgłupiałam.

Łatwiej się podróżuje z jasną skórą, wiadomo. Co jednak oczywiste dla mnie nie było, to że wolno mi więcej i należy mi się lepsze ze względu na budowę mojej czaszki. Wydatna, proporcjonalna do czoła szczęka i oczy osadzone głęboko w stosunku do wysuniętego czoła i nosa. Tu zdaje się być pies pogrzebany.
Do takiej konkluzji dochodzę przynajmniej, gapiąc się z niedowierzaniem na zdjęcia finalistek pierwszej edycji telewizyjnego konkursu na kambodżańską supermodelkę.
Nie ma znaczenia, czy należę do urodziwych czy nie.
Z moimi jasnymi włosami, oczami i cerą, z wąskim nosem, z pociągłą twarzą i wydatnym profilem zgarnęłam główną wygraną w genetycznej loterii.

Wiń za to, co sobie chcesz, ale prawda jest taka, że reszta świata chce wyglądać, jak my.


Słowo honoru, że prostacko się gapię, bo uwierzyć nie mogę, że w kraju tak prześlicznych kobiet za piękne uznano to, co genetycznie o Khmerkę się nawet nie otarło.

“Idioci” - pomyślałam i wstyd mi się zrobiło natychmiast.

Będę dla siebie łaskawa i hipokrytką się nie okrzyknę.
Ale słowo daję, niech mi pół mózgu uschnie, jeśli kiedykolwiek znów, patrząc w lustro, przyjdzie mi do głowy, żeby sobie nos poprawić.



Zdjęcie: "Ladies Magazine", Cambodia

No comments:

Post a Comment