Sztuka zamawiania kawy w Kambodży - z wizytą w kambodżańskiej kawiarni

kambodza, Phnom Penh, turystyka, wakacje, azja, podróże po azji
Kawa po khmersku to kawa z lodem i masa słodkiego skondensowanego mleka.

Poproś o cokolwiek innego, to zgłupieją zdezorientowani.
Dadzą ci wprawdzie na koniec, co chciałeś - albo przynajmniej ich na ten temat wyobrażenie - ale będą się do końca z niedowierzaniem przyglądać, jak próbujesz to cudo przełknąć.

I prawdę mówiąc, mieć będą rację, bo o ileś nie masochista, nie przełkniesz, gwarantuję.
Banał idzie prosto - jeśli jesteś w knajpie dla Khmerów, pij kawę po ichniemu, dobrze radzę z głębi serca dobrego.
Jeśli natomiast zatęskni ci się za małą czarną albo cappuccino, lepiej wyjdziesz na wizycie w knajpie z zachodnimi konotacjami. Najlepiej takiej, w której obsłuży cię białas. Jeśli taki się za kontuarem nie trafi, cóż, niekoniecznie pójdzie źle, ale lepiej przygotować się na schody.
Ostatecznie przecież zamawiasz właśnie coś, co nie istnieje w domowym i naturalnym menu autora.

Nie ma powodów do paniki, spokojnie, ale dmuchając na zimne, warto pamiętać o kilku zasadach (logicznych, choć nieco nieintuicyjnych niestety):

Zamawiając kawę u Khmera, musisz być cierpliwym albo dokładnym. "Małą czarną proszę" nie wystarczy. Lepiej od razu wywalić "mała czarna kawę bez mleka proszę". I tak dostaniesz z mlekiem, ale przynajmniej masz podstawy, żeby za nie nie zapłacić.

Jeśli pijesz kawę z cukrem, zaznacz to od razu. Rzadko kiedy cukierniczki stoją na stole, jeszcze rzadziej kelner zapyta, czy sobie życzysz. Jeśli znalazłeś się w miejscu, gdzie nie doświadczyłeś ani jednego, ani drugiego, warto z góry zadbać o siebie.
Zanim kelner oddali się w czeluści, zamiast ryzykować ufność w jego domyślność, wykaż się proaktywnością i wyznaj mu wprost, że cukier by się przydał.
Jeśli słodzisz obficiej niż jedna łyżeczka, też wal zawczasu. Dobrze radzę.
Nikt cukiernicy ci bowiem nie powierzy. Dostaniesz saszetkę albo maleńka miseczkę z ociupinka białych kryształków na dnie wydzielanych i racjonowanych, co najmniej jakby były czystą kokainą.

Jeśli kończąc zamówienie zauważysz, że obsługująca cię osoba łapie te specyficzną pustkę w oczach świadczącą o absolutnym zagubieniu już na etapie cukru, warto także dodać do listy łyżeczkę.
Jeśli myślisz, że przesadzam, przetestuj, spoko. To tylko dobra rada od kogoś, kto naczekał się na łyżeczki wystarczająco długo, żeby przywyknąć do smaku zimnej kawy.

Na koniec dwie rady z działu planowania perspektywicznego:

Jeśli zamierzasz posiedzieć trochę albo pijasz kawy na litry, wybierz duży stolik. Nawet jeśli jesteś sam. Pamiętaj, że w Kambodży do wyjątków należą miejsca, gdzie sprzątane są opróżnione filiżanki.

Zaznacz też planowane kolejne napoje już przy zamawianiu pierwszego.
No chyba że chadzasz często do toalety i nie przeszkadza ci, że przy okazji oblecisz cały budynek w poszukiwaniu kelnerów. To spoko. Też to jakaś taktyka.

Co jednak najważniejsze, nigdy nie trać z pola widzenia założenia podstawowego - wizyta w kawiarni powinna być relaksującą przyjemnością. Za wszelką cenę.
Oddychaj głęboko. To pomaga.

No comments:

Post a Comment