Portrety Khmerów - Tony - nowe pokolenie w Kambodży

kambodza, organizacje charytatywne, turystyka, wakacje, khmerowie, Phnom Penh, czerwoni khmerzy, rewolucja, relacje z rodzcami, trauma, przemoc w rodzinie, azjatycka rodzina
Tony wchodzi do baru. Wchodzi dziwnie. Słowo bym dała, że krokiem lekko swingującym. Biała koszula, czarne spodnie, krawat i fedora na głowie. W kieszeni koszuli paczka Marlboro. Poklepuje ją tłuściutka rączką z wielkim srebrnym sygnetem połyskującym na toczonym paluszku.

Chwyta brzeg kapelusza i kłania się szarmancko na powitanie. "Zaprosili sobie Khmera" - śmieje się głębokim głosem - "ale założę się, że tego się nie spodziewają". Puszcza nam oczko zadziornie.
Tony jest właśnie w drodze na lotnisko. Leci reprezentować Kambodżę w konkursie dla młodych prawników w Portugalii.
Jak na ironię, bo nijak nie jest chłopak reprezentatywny.

Tony ma 24 lata. Właśnie skończył filologię angielską. Jest w połowie prawa. Prowadzi własną audycję radiową, niebawem wyda swój pierwszy tomik poezji. Tony wie dobrze, czego chce. Chce lepszej Kambodży.

Siedzimy w barze kilka kroków od Muzeum Ludobójstwa Tuol Sleng.
Pytam, czy był. Kręci głową przecząco nieco zbyt energicznie i zdecydowanie zbyt długo. Nie zamierza nawet.
Wygłasza mowę o tym, jak to nigdy nic się nie zmieni, jeśli następne pokolenie też utknie na Czerwonych Khmerach.
Tony jest elokwentny, ale przemowa płynie i tak zbyt gładko, jak na spontaniczną. Ewidentne to nie jej pierwszy raz.

Mówi dużo o swoich rówieśnikach. O tych, którzy wychowują się pomiędzy zwiezionym tu przez ONZ Zachodem a restrykcyjną, tradycyjną Kambodżą ich rodziców. O tych, którzy nie przeżyli koszmaru rewolucji, ale szamotają się skrępowani jej konsekwencjami.

Tony jest wyjątkowy. Nie wygląda jak Khmer, nie zachowuje się jak Khmer i jak Khmer nie myśli. Jego rodzice natomiast to wysoko postawieni urzędnicy rządowi uwikłani na dobre w kambodżańskie schematy.
Zastanawiam się chwilę nad spójnością. Nie ma szans, żeby tę trójkę pogodzić.

"To zabawna historia” - śmieje się cynicznie jakoś - “Kilka lat temu zebrałem się na odwagę" - spogląda na mnie porozumiewawczo i puszcza mi oczko - "Na tyle, na ile mogłem w khmerskiej rodzinie rzecz jasna i dzielnie zadzwoniłem do ojca, gdy był poza domem. Trenowałem tę mowę godzinami, nauczyłem się jej na pamięć, żeby później móc ją wyrecytować bez trzęsącego się głosu" - zanosi się śmiechem, jakby historia faktycznie była zabawna.
Zdradza mi teść tego telefonicznego monologu. Było o jego zapatrywaniach na życie, planach, ambicjach i drogach, jakimi zamierza cel osiągnąć. Brzmiało to jak biznes plan albo rozmowa kwalifikacyjna o pracę bardziej, niż pogawędka z tatą.
"Powiedziałem mu, że proszę o jego aprobatę, ale zdania swojego nie zmienię. Niezależnie.” Nie czekał na reakcję. Rozłączył się i resztę dnia spędził w oknie, czekając, aż ojciec wróci do domu.
“Najgorsze godziny w moim życiu" - szeroki uśmiech znika na milisekundę - “Boże, jak ja się bałem...”
Próbuję empatii, ale ewidentnie nie łapię do końca. Tony szybkim ruchem przysunął krzesełko i nachylił się w moją stronę. Wygląda na lekko zniecierpliwionego. Coś jak nauczyciel, który podczas wykładu o Mickiewiczu orientuje się, że słuchającym trzeba wyjaśnić alfabet.
"Mój ojciec został sierotą w wieku lat ośmiu. Od tamtej pory zdany był już tylko sam na siebie” - opowiada o swoim tacie, jak o kimś absolutnie obcym - “Wyobraź sobie, co stanie się z psychiką dziecka, które szmugluje papierosy przez wietnamską granicę, żeby zarobić na jedzenie."

Tony jest bystry jak diabli. Nie trzeba mu popychać banałów o naturze relacji z rodzicami.
Mówi jasno o tym, jak szanuje swojego ojca za to, że wszystkiemu podołał i zdołał zapewnić swojej rodzinie życie na poziomie znacznie przewyższającym lokalne standardy.
"Mój ojciec jest twardy, jak stal” - patrzy na mnie przez chwilę w milczeniu, po czym dodaje retoryczne - “Widziałaś kiedyś twardziela o otwartym umyśle? Wierz mi, nie chciałabyś kogoś takiego w domu. My tu mamy całe takie pokolenie."


“Moi rówieśnicy nie są idiotami. Niech cię nie zwiodą pozory.
Widzimy, co się dzieje w Kambodży. Chcemy zmian i wiemy, co należy zrobić.
Jedyne, czego nie umiemy, to zbuntować się wobec woli rodziny. A ta ani drgnęła od pokoleń. Taki dramat nasz lokalny - nie wolno sprzeciwić się tradycji, a tradycja zakłada zakaz sprzeciwu.
Ot, tyle.

Miesiącami i latami ukradkiem więc dawkujemy informacje. Stopniowo, niby przypadkiem przemycamy je do naszych domów, budując w głowach rodziców nową rzeczywistość. Rzeczywistość, w której można decydować, w której można podejść do ojca i powiedzieć mu, że zamiast być, jak on, kierowcą tuk-tuka, postanowiłeś iść do szkoły i zostać prawnikiem. A on nie rzuci się za to na ciebie z pięściami.”

Patrzy na mnie badawczo, jakby sprawdzał, czy pojęłam. W końcu dodaje najspokojniejszym głosem, na jaki go stać - “Wiesz, ile razy mój ojciec przykładał mi nóż do gardła..?
I nie myśl, że jestem wyjątkiem.
Nie znam nikogo, kto nie mógłby ci opowiedzieć identycznej historii.
Zrozum. W kambodżańskiej rodzinie się nie rozmawia, nie dyskutuje. Nigdy. W kambodżańskiej rodzinie się jedynie bije.”

------------------------------- P.S. --------------------------------
Tony wrócił z Portugalii dwa dni temu. Kipi energią. Powiedział mi, że to był najlepszy tydzień w jego życiu. Nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego.

Siedzę więc sobie teraz i zgaduję, co też się stanie z tym wybitnym młodym Khmerem w przyszłości:
a) zostanie w Kambodży i odmieni oblicze tej smutnej ziemi;
b) sfrustrowany spakuje manatki i wyniesie się do
Europy/Ameryki/Australii;
c) zostanie w Kambodży i mimo szlachetnych intencji, wpadnie w korupcyjny młynek, co go równo na drobne przemieli i śladu po nim nie zostawi;

2 comments:

  1. Mam nadzieję ,że takich jak on jest więcej i zmienią Kambodżę. Edukacja daje taką nadzieję , ale niesie też ryzyko uświadomienia sobie pewnej zależności ideałow od finansów. Oby przemiany następowały pokojowo , a to wymaga ogromnej "życzliwości" potęg finansowych.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jedyna zależność, jaką tu sobie na ten moment uświadamiają, prowadzi do wpływowego wujka. To nawet gorsze, niż pieniądze, bo nie da się zdobyć ciężką pracą.

      I niestety, Tony jest wyjątkowy...

      Delete